~Może trochę...~
mam straszny sentyment do tego opowiadania
Doskonale pamiętam dzień, kiedy trafiłam do szpitala z powodu omdlenia.
Często mi się to zdarzało, na dużym upale, w dusznych pomieszczeniach
jednak jeszcze nigdy w szkole. Może, dlatego nauczycielka aż tak bardzo
się przejęła. Wuefista zawiózł mnie do lekarza, choć usilnie starałam
się go przekonać, że już mi lepiej i często mi się to przytrafia, gdy
się zmęczę lub mocno zestresuje. Kiedy lekarka zbadała mnie powiedziała
to samo, co wielu przed nią: "powinnaś się oszczędzać". Miałam już dosyć
słuchania tych głupich lekarskich gadek, ciągle jedno i to samo!
Wyszłam z sali, ale nauczyciel został jeszcze i rozmawiał z
pielęgniarką. Przeszłam przez izbe przyjęć i udałam się dalej ku
wyjściu. Jednak zgubiłam się a wstyd było mi pytać o drogę. Gdy tak
stałam nie wiedząc w którą stronę się udać o mało nie przewróciła mnie
rozpędzona pielęgniarka. Krzyczała coś, ale strasznie niewyraźnie.
Poszłam za nią licząc, że dojdę do wyjścia. Jednak kobieta zniknęła mi z
oczu a ja stałam na wprost otwartych drzwi prowadzących do sali, w
której stało tylko jedno łóżko, szafka i telewizor w kącie. Przeszłam
przez próg i zbliżyłam się do chorego. Coś kazało mi wejść do tego
pokoju, ale to nie była ciekawość, coś naprawdę dziwnego... W białej
szpitalnej pościeli spał młody chłopak, wtedy nie dałabym mu więcej jak
dziewiętnaście lat. Miał blada twarz, matowe usta i kontrastujące czarne
włosy. Nie obudził się gdy podeszłam jeszcze bliżej, spał spokojnym
snem -jest piękny- szepnęłam do siebie nie odrywając od niego oczu. -To
mój brat-usłyszałam za sobą głos kobiety, odwróciłam się i zaczęłam
tłumaczyć -ja przepraszam, nie chciałam przeszkadzać, tak tylko
zajrzałam -język mi się plątał, a przez głowę przebiegało tysiące myśli.
-Proszę nie tłumacz się, nikt tu nie zagląda oprócz mnie i mojej matki
-dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie rozmawiam z kobietą, ale
niewiele starszą ode mnie nastolatką. -Nie jesteś nikim znajomym
Michała? Zapytała a twarz miała spokojną, prawie bez emocji. Spojrzała
na chłopaka i głośno przełknęła ślinę, próbując powstrzymać łzy. -Nie,
jeszcze nie- mruknęłam, jednak ona słyszała to doskonale, milczała
czekając co jeszcze jej powiem -Przyszłam tu bo się zgubiłam i tak przez
przypadek tu weszłam. -Powiedz co mu się stało? -Dlaczego jest w
śpiączce? - dopiero gdy zadałam pytanie uświadomiłam sobie, że takie
pytanie nie jest na miejscu. -Przepraszam, nie powinnam pytać. -Nic nie
szkodzi, to żadna tajemnica. Mój brat został postrzelony w głowę, kula
uszkodziła jeden z płatów mózgowych -zająknęła się znów powstrzymując
łzy. -to było dwa lata temu -już nie wytrzymała, rozpłakała się a ja
stałam jak wryta nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Boże to było takie
straszne, taki młody chłopak i tak musiał cierpieć! Zrobiło mi się
smutno i właśnie wtedy podjęłam decyzje, nie zostawię go samego... W
domu pojawiłam się tylko na chwile, poprosiłam brata by zawiózł mnie do
biblioteki, aż trudno było mi uwierzyć, że się zgodził. Gdy dotarłam na
miejsce poprosiłam bibliotekarkę o gazety sprzed dwóch lat, przyniosła
mi wszystko, co miała na temat tego strasznego wypadku. Niestety nie
było tego wiele, parę wzmianek na temat strzelaniny i śpiączki, w jaką
zapadł Michał. Trochę rozczarowana wróciłam do domu. Coraz częściej
zaczęłam bywać w szpitalu, na początku tylko siedziałam patrząc na
Michała pogrążonego w błogim śnie. Jednak z czasem mój wstyd zniknął i
zaczęłam mówić. Opowiadałam mu o wszystkim, mojej szkole, o tym, co
działo się na tym przeklętym świecie. Nigdy nie miałam wrażenia, że
mówię do ściany, zawsze w sercu czułam te pewność, że on doskonale mnie
rozumie, że słucha. Często też spotykałam jego siostrę, to od niej
dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów na temat mojego nowego
przyjaciela. Bardzo zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, że mój śpiący
królewicz był ode mnie starszy pięć lat, miał dwadzieścia jeden. Iza,
gdyż tak miała na imię siostra Michała, opowiadała mi o studiach, na
które się dostał, zawsze marzyłby skończyć filologie romańską, a kiedy
los dał mu taką możliwość zdarzył się ten wypadek. Z jej opowieści
wywnioskowałam, że był romantykiem, kochał jeździć konno, słuchać ballad
i oglądać stare filmy. Izka nie powiedziała mi jednego, co sprawiło ten
tragiczny wypadek. Z gazet przeczytanych w bibliotece, dowiedziałam
się, że znalazł się w samym centrum strzelaniny spowodowanej przez dwa
uliczne gangi. Tego dnia, jak zwykle popędziłam do szpitala, ku mojemu
zdziwieniu pod salą Michała stał tłumek rozgorączkowanych lekarzy.
Przyśpieszyłam kroku i po chwili byłam już pod salą przyjaciela.
Przepraszam, czy coś nie tak z Michałem? - Zapytałam przestraszona
młodego doktora, który właśnie mnie mijał wychodząc z pokoju. Mężczyzna
uśmiechnął się do mnie i dodał -Wręcz przeciwnie! Pacjent obudził się,
ze śpiączki! -Te słowa biegały mi po głowie, nie chcąc dotrzeć tam gdzie
powinny. Nie mogłam uwierzyć w szczęście, jakie spotkało rodzinę
Michała no i mnie. -Czy mogę do niego zajrzeć? - Miałam nadzieje, że
pozwolą mi się z nim zobaczyć. -Musisz chwilkę poczekać właśnie bada go
ordynator.-Znów posłał mi miły uśmiech. Usiadłam na ławce w korytarzu.
Czekałam jakieś piętnaście minut, może troszkę dłużej a serce waliło mi
jak oszalałe. Tak bardzo chciałam usłyszeć głos Michała, zobaczyć jego
oczy i uśmiech. Na samą myśl czułam, że się rumienie. Kiedy pozwolono mi
już wejść, przez chwile zawahałam się. Przecież on mnie w ogóle nie
zna! Jak zareaguje na mój widok? Zaczęłam się zastanawiać, ale po chwili
moje obawy rozwiały się i przekroczyłam próg szpitalnej sali. Michał
spojrzał na mnie z zaciekawieniem -Cześć -mruknęłam próbując w jakiś
sposób powstrzymać drżenie dłoni. -Witaj-odpowiedział nie odrywając od
mnie wzroku, był mną dziwnie zafascynowany. -My się chyba nie znamy?
-Dodał po chwili milczenia. -Znamy się, albo i nie -nie mogłam się
zdecydować, przecież przez ostatni miesiąc bywałam w szpitalu
codziennie, opiekowałam się nim a teraz miałabym powiedzieć, że się nie
znamy! -Ja cię znam, ty mnie chyba nie -wreszcie się zdecydowałam. -Nie
bardzo rozumiem. -Przez ostatni miesiąc bywałam u ciebie prawie
codziennie. - Jestem Weronika -przedstawiłam się posyłając mu ciepły
uśmiech. -Śniłaś mi się, siedziałaś na moim łóżku i opowiadałaś.
Myślałem, że to anioł przychodzi do mnie co dzień. Boże, jaki on miał
piękny i melodyjny głos, a do tego dwa dołeczki w policzkach , kiedy się
uśmiechał. Zachichotałam cicho -Nie myślałam, że jestem podobna do
anioła, ale miło mi śpiący królewiczu. Jak zwykle usiadłam na łóżku i
zaczęłam opowiadać, tym razem nie był to monolog. Michał okazał się
świetnym rozmówcą, a i mnie było przyjemnie, że zaakceptował mnie jako
przyjaciółkę. Moje wizyty w szpitalu były już codziennością, nawet moja
rodzina przyzwyczaiła się, że w godzinach popołudniowych nigdy nie było
mnie w domu. Mijały miesiące, jednak stan Michała nie uległ znacznej
poprawie, nie powiem, ze było z nim ciężko, tylko zawsze był taki słaby i
blady. Minęła zima i przyszła wiosna, drzewa zazieleniły się, na dworze
robiło się coraz przyjemniej a w moim sercu coraz cieplej. Lekarze
pozwolili, by Michał wychodził w moim towarzystwie do szpitalnego parku.
Dzień był na prawdę piękny, drzewa zazieleniły się i pachniały
kwitnącymi pąkami. Na trawie błyszczały krople wody, która niedawno
została podlana przez ogrodnika. Usiedliśmy na parkowej ławce, pod
kwitnącą wiśnią, po raz pierwszy nie wiedziałam, co powiedzieć, peszyło
mnie to piękno wokół nas, nie Michał. Serce zabiło mi coraz szybciej,
kiedy spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami. -Ja...-Zaczęłam jąkać nie
mogąc oderwać od niego wzroku. On też patrzył na mnie. -Masz piękne
oczy -szepnął po chwili -Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi
-mówił szczerze, co sprawiało, że miałam wrażenie, iż zaraz zemdleje ze
szczęścia. Nagle uniósł dłoń i przeczesał moje długie brązowe włosy.
Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił miły gest. Zbliżył się do mnie i
delikatnie pocałował moje usta. Poczułam jak na moje policzki wpływa
rumieniec, jednak to było takie przyjemne, w końcu marzyłam o tej chwili
od bardzo dawna. Od tamtego popołudnia stosunki miedzy mną a Michałem
były zdecydowanie cieplejsze niż wcześniej, byliśmy parą. -Cześć!
-krzyknęłam wchodząc do sali, Michał nie spał, leżał na łóżku i czytał
gazetę. Podeszłam bliżej i pocałowaliśmy się namiętnie, aż pielęgniarka
przechodząca obok drzwi zażartowała -No, bo go udusisz kochanieńka!
-Zaśmiała się a ja chichotając zarumieniłam się. Jak zwykle usiadłam na
łóżku i zaczęłam mówić -Jak się czujesz? -zapytałam gładząc jego bladą
twarz. -Wyglądasz na bardzo słabego. -Jakoś przeżyje -uśmiechnął się do
mnie, tak słodko. Już wtedy widziałam na jego twarzy ból, o którym nie
chciał mi powiedzieć. Martwiłam się, ale jeśli on nie chciał mi nic
powiedzieć to ja też nie mogłam pokazać mu swojego lęku. Do domu też
wracałam pełna obaw o jego zdrowie. Następnego dnia pobiegłam do
szpitala prosto po szkole, kiedy wbiegłam do sali zastałam pościelone
łóżko. Przeraziłam się, nogi zrobiły mi się jak z waty, a twarz blada
jak ściana. Stałam przez dłuższą chwile nim doszłam do siebie.
Odwróciłam się i wyszłam na korytarz. Akurat przechodziła ta siostra,
która wczoraj zażartowała ze mnie. -Przepraszam - słowa ledwo przeszły
mi przez gardło -Gdzie jest ten chłopak, który leżał na tej sali
-wskazałam na pusty pokój. -Ten przystojniaczek? -uśmiechnęła się -W
nocy nie było z nim najlepiej, przewieźli go na intensywną
terapie-odpowiedziała. -Dziękuje -szepnęłam i pobiegłam w stronę drzwi
-Ale tam nie wolno wchodzić! -Usłyszałam za sobą tylko głos
pielęgniarki. Na sale, w której leżał Michał wpadłam jak strzała. Kiedy
zobaczyłam go podpiętego pod te wszystkie maszyny serce mi zamarło.
-Michał, mój Boże -szepnęłam zakrywając trzęsącą dłonią usta. Podeszłam
bliżej i jak zwykle usiadłam na łóżku. Pogładziłam jego białą jak kreda
twarz, a na policzki spłynęły mi łzy. -Obudź się proszę cię, tak jak
kiedyś -wyszeptałam, jednak on dalej spał spokojnym snem. -Weronika
-usłyszałam głos matki Michała, wstałam ocierając łzy. -Proszę mi
powiedzieć, co się stało? -zapytałam natychmiast. Wyszliśmy na korytarz,
gdzie siedziała Iza i jej ojciec. -W nocy dostał wysokiej gorączki,
natychmiast przewieziono go tutaj, lekarze nie wiedzą, co mu jest. Tego
dnia, cały czas siedziałam na korytarzu, nie pozwolono mi przebywać na
sali. Jednak, kiedy musiałam wracać do domu wślizgnęłam się do pokoju,
aby się pożegnać. Usiadłam na łóżku i wzięłam go za rękę -Kocham Cię
-usłyszałam jak szepnął cicho a jego oczy otworzyły się na chwile.
Popłakałam się patrząc na niego, znów pogładziłam jego twarz a on
przytulił się do mojej dłoni. Pocałowałam go w usta i szepnęłam -Ja też
Cię Kocham, zawsze będę Cię kochać. Jego oczy zamknęły się i zasnął. Nie
chciałam jeszcze iść, ale mama męczyła mnie ciągłymi sygnałami na
komórkę. Do końca życia będę pamiętała następny dzień, była sobota, więc
jak tylko wstałam miałam iść do szpitala. Umyłam się, ubrałam, zjadłam
śniadanie i kiedy miałam już wychodzić zadzwonił telefon.Zdjęłam buty
wracając do salonu i podniosłam słuchawkę -Słucham? Mruknęłam
niecierpliwie patrząc na zegarek. -Weronika? tu mówi Izka -jąkała się,
głos jej drżał -płakała. -Boże Izka, co się stało? -przestraszyła mnie
nie na żarty. -Pośpiesz się -mruknęła i usłyszałam w słuchawce tylko
parę sygnałów. Pobiegłam czym prędzej na autobus. Po dwudziestu minutach
byłam na miejscu. Wpadłam na intensywną terapie, nie zważając na nic.
Na korytarzu w morzu łez tonęła Izka z rodzicami, kiedy tylko mnie
zobaczyli podeszli bliżej. Zanim cokolwiek powiedzieli usiedliśmy na
ławce. -Stan Michała pogorszył się -zaczęła matka -On...ma teraz
operacje, lekarz powiedział, że jak skończą dadzą nam znać... -Nie
płakała, ale jej glos był taki smutny, pełen bólu i cierpienia.
Siedzieliśmy tak prawie cztery godziny, kiedy w korytarzu pojawił się
ordynator, przeczuwałam najgorsze. Wszyscy wstaliśmy na równe nogi.
-Było na prawdę ciężko. Przykro mi, ale państwa syn nie przeżył
-powiedział poważnym głosem, tak jak by wcale nie przejął się tym, co
się stało. Miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu oczy za to,
co powiedział, za ten jego spokój na twarzy! Nie wierzyłam, nie chciałam
wierzyć. On miał już nigdy mnie nie pocałować, nie zabrać na spacer.
Serce pękło mi tak nagle, przed oczami miałam wczorajszy pocałunek, ten
ostatni a potem pojawił się ten pierwszy, na parkowej ławce. Trzęsłam
się, chciałam krzyczeć -Jak pan mógł, jak mogliście do tego dopuścić!!!
-Płakałam krzycząc na ordynatora, który stał przede mną jak kamień,
niewzruszony... Parę dni później odbył się pogrzeb, z opuchniętymi
oczami, ubrana na czarno niczym wdowa poszłam do kościoła. Była tam
najbliższa rodzina i kilku znajomych, którzy odwiedzali go czasami w
szpitalu. Usiadłam za nimi nie chcąc pchać się między rodzinę Michała.
Jednak jego matka dostrzegła mnie i poprosiła bym usiadła z nimi. Kiedy
szłam do pierwszej ławki zobaczyłam, że trumna jest otwarta, więc
wolnym, chwiejnym krokiem podeszłam do niej. Patrzyłam na Michała, jego
blada twarz pogrążona jak kiedyś w błogim śnie. Znów miałam przed oczami
pierwszy dzień, gdy go poznałam, spał...tak jak dziś. Poczułam jak po
policzkach płyną mi łzy. Odwróciłam się w stronę zebranych spojrzałam na
nich i na Michała -nawet dziś, kiedy byłam na jego pogrzebie nie mogłam
w to wszystko uwierzyć. Usiadłam w ławce, tuż przy Izie i wspólnie
próbowałyśmy się pocieszyć. Podczas mszy ksiądz poprosił mnie bym
przeszła na ambonę, matka Michała już dzień po jego śmierci poprosiła
mnie bym powiedziała parę słów na pożegnanie. Choć nauczyłam się na
pamięć swojej mowy, ale kiedy patrzyłam na tą otwartą trumnę nie
potrafiłam powiedzieć tego, co pisałam przez cały wieczór -Zapewne
zastanawiacie się, kim był dla mnie Michał -głos drżał mi z tremy i z
żalu -Niektórzy powiedzieliby, że moim chłopcem, a ja powiedziałabym
kimś więcej, był moim przyjacielem. Choć poznaliśmy się w dziwnych
okolicznościach, to bardzo się polubiliśmy. Kiedy byłam z nim, czas
przestawał się liczyć. Ktoś mi powiedział, że Michał był samotny do
chwili nim ja się pojawiłam... -Jezu, co mówiłam, bredziłam. Serce biło
mi coraz mocniej i czułam, że zaraz zemdleje. Zaczęłam jeszcze raz
-Nigdy wcześniej nie musiałam mówić o swoich uczuciach, smutkach.
Kochałam Michała i kiedy pomyśle, że już nigdy nie dotknę jego dłoni nie
pocałuje jego ust serce mi się łamie -plotłam tak przez parę minut,
myślami będąc w szpitalu parę tygodni wcześniej. Rzeczywiście nie było
mi łatwo mówić, łudzić się, że jakoś to będzie, ból po czasie
złagodnieje, za parę lat minie. Na cmentarzu stałam z tyłu patrząc jak
grabarze spuszczają na linach trumnę z ciałem Michała. To były ostatnie
chwile, kiedy byliśmy razem. To takie banalne, lecz prawdziwe. Pamiętam,
że płakałam, histerycznie łkałam dławiąc się łzami. W dłoniach
ściskałam wieniec z kwiatami, białymi liliami. Kiedy trumna była już na
dnie grobu serce zabolało mnie jeszcze bardziej. Płyty runęły, zespojono
je cementem. Potem rodzina zaczęła zbierać się wokół świeżego grobu, ja
podeszłam jako ostatnia, koło mnie już nikogo nie było, nawet rodzice
Michała odeszli widząc, że chce być z nim sama. Przykucnęłam kładąc
kwiaty -Kocham Cię -szepnęłam -Zawsze będę Cię Kochać -na wieniec kapło
parę moich łez...
Dziś, kiedy stoję nad jego grobem, te dziesięć lat później tęsknie tak
samo jak wcześniej. Ból nie ustał, wciąż czułam się tak samo. Patrze na
uśmiechniętą twarz Michała, zdjęcie w marmurze, wydaje się mieć takie
blade odcienie. Boże, co ja bym dała żeby znów spojrzeć mu w oczy i
powiedzieć Kocham Cię. Znów przypomniało mi się pierwsze spotkanie,
kiedy powiedział mi, że śnił mu się anioł, że ja nim byłam. Tęsknie za
nim, chyba już zawsze tak będzie...
Czasami trzeba ryzykować . Czasami- przeważnie